Jak zwykle 20 etapów i 3 tygodnie touru zleciało bardzo szybko. Bardzo lubię ostatni etap wielkiej pętli zwany etapem przyjaźni. Nikt już nie walczy, bo klasyfikacje są już ustalone. Na walkę był czas przez 3 tygodnie i ostatni etap to tylko dojazd do Paryża (tempo jest mocno spacerowe) i sprint z peletonu. Wbrew niektórym opiniom uważam, że tegoroczny wyścig był emocjonujący. Widać było walkę pomiędzy Contadorem, a Schleckiem. Wygrał oczywiście lepszy. Jak co roku jest mi trochę smutno, że to już koniec ale za rok kolejny TdF, a czas zleci bardzo szybko.
Vive le Tour!
Nie zabrakło uprzejmości i wspólnych zdjęć
A także lampki szampana
Oraz ścigania dwóch głównych aktorów TdF
i jazdy przed peletonem
Marzeniem każdego kolarza jest stanąć w tym miejscu i być królem kolarskiego świata
Jak tylko wyszedłem z domu zaczął kropić deszcz. Po chwili jazdy zdecydowałem, że trzeba wracać. Stojąc na światłach pod domem zaczął lać deszcz. Znowu zmokłem :/
Po raz pierwszy w tym sezonie na stałej trasie przekroczyłem średnią 30 km/h. W zeszłym roku udawało mi się to parę razy ale w innej konfiguracji: kaseta, koła.
Tak na marginesie, to dzisiejszy etap Tour de France z metą na Col du Tourmalet był najpiękniejszy z tegorocznych. Wąska, kręta szosa we mgle otoczona masą kibiców i najwięksi kolarze tegorocznej wielkiej pętli. Schleck i Contador pokazali klasę. Contador podarował Schleckowi zwycięztwo na legendarnej przełęczy, a sam dziś zapewnił sobie trzecią wygraną w Tourze.
Koło Korony licznik przestał pokazywać kadencje, lekko mnie to zdenerwowało. Ostatnimi czasy staram się jeździć bardziej siłowo, bo zacząłem przyzwyczajać się do wysokiej kadencji.
Trzeci etap, dystans klasyczny, w paśmie Kozie Czuby. Padający cały czas deszcz nie przeszkodził zawodnikom ukończyć etapu. Tym razem trasy były z dużym przewyższeniem, a drogi rozmokły i były bardziej gliniaste. Na zjazdach pokrytych gliną było bardzo ślisko, podobnie na mokrej trawie. Miejscami drogi mocno zarośnięte, wręcz trudno przejezdne. Na trasie pełno kałuż i trochę błota, chociaż raz nie zwracałem na nie uwagi i jechałem centralnie po nich. Teren bardzo ciekawy, lepszy nawet od lasu bukowego. Po powrocie do bazy rower był mega zabłcony, a ja cały mokry. Stopy pływały w butach. Po raz pierwszy od początku lata było mi zimno, wręcz zacząłem się trząść. Po umyciu roweru wężem przyszedł czas na zakończenie imprezy.
Wynik: biorąc pod uwagę 3 etapy zająłem 5 miejsce w kategorii M-21.
Mały filmik, który od niechcenia zrobiłem:(z wczorajszych etapów)
Mistrzostwa Dolnego Ślaska w Rowerowej Jeździe na Orientację.
Pierwszy etap na dystansie średnim, odbył się w lesie obok Obornik Śląskich. Pogoda była upalna, 35 stopni. Teren był pagórkowaty, drogi momentami mocno zapiaszczone, co skutecznie utrudniało jazdę. Temperatura ostro dała mi w d..., takiego braku mocy w nogach dawno nie czułem. Teren porównywalny z lasami wilczyńskimi.
Drugi etap - sprint. W czasie wyścigu przechodził front atmosferyczny, była słaba burza z deszczem, ale nikt się nie poddał. Teren sprintu był bardziej płaski, za to bardzo piaszczysty. Największym problemem były mocno zarośnięte, nierówne ścieżki.
Podczas pierwszego dnia był pot, krew i łzy. Pot przy 35 stopniach temperatury, krew od gałęzi zarastających ścieżki i łzy od deszczu zalewającego oczy.