Przeglądając statystyki zawsze rozbawiają mnie frazy wpisywane w google przez które internauci trafiają na ten blog. Z ciekawszych: "plecaki dla gotek" WTF?
Wyjazd w Kotlinę Kłodzką. Oprócz mojej skromnej osoby z FR.org pojawił się jeszcze jeden kolega. Pogoda przez cały dzień była idealna, nie za zimno i nie za ciepło, nie liczac postoju w Bystrzycy Kłodzkiej.
Start z Kłodzka, dojazd do Złotego Stoku przez przełęcz Kłodzką. Droga do przełęczy jest remontowana, ruch fragmentami puszczany jest wahadłowo - 4 jak nie 5 razy czekaliśmy na światałach. Zjazd z przełęczy bardzo przyjemny nowiutkim asfaltem. Bez postoju mijamy Złoty Stok i podjeżdżamy bardzo dziurawym asfaltem na przełęcz Jaworową. Na szczycie oprócz parkingu z wiatą odpoczynkową nie ma żadnej informacji o wysokości, czy mapy. Zjazd do Lądka Zdroju w większości świeżo remontowaną drogą. Postój na rynku i zakup płynów, bardzo lubię to miasto. Podjazd na przełęcz Puchaczówkę zajął nam łącznie godzinę. Z przełęczy wspinaczka starym asfaltem do centrum nadawczego na Czarnej Górze. Był jeden konkretny odcinek o nachyleniu 14%. Odwiedziliśmy również żmijową polanę w okolicy której spotkaliśmy downhilowców zjeżdżających najtrudniejszą podobno trasą dh w Polsce. Zjazd z puchaczówki wynagradzał trudy podjazdów tym bardziej, że niedawno zakończył się remont drogi z Bystrzycy przez Idzików. Spodziewałem się gorszej dyspozycji na podjazdach, a jechało mi się dobrze. W tym roku napewno wrócę jeszczę w kotlinę.
W skrócie: lajtowym tempem minęliśmy las osobiwicki (kolega zalicza glebę na zjeździe z szańca szwedzkiego) i rędziński, o dziwo wał nad Widawą został skoszony. Mostkiem kolejowym pokonaliśmy Widawę i ruszyliśmy w stronę żwirowni. Kolega Chaozz nieźle nas wmanewrował w piękne błoto rozjeżdżone przez ciężarówki – masakra. Błoto płytkie i płynne. Po krótkiej chwili cały rower oblepiony warstwą owego błota. Hamulce ocierają, napęd płacze, a spd nie dają się wpinać. Trasa wzdłuż widawy mocno zarośnięta z powalonymi konarami. Dzisiejsza trasa mocno okrojona. W drodze powrotnej zajechałem na myjnie i rower, w szczególności napęd już czyste, bo do domu raczej nie zostałby wpuszczony w takim stanie.
Na wysokości Paniowic po szosie mknęły w odstępach 3 pociągi około 10 osobowe. Jadąc dalej, mijałem kolejnych maruderów w małych grupka i pojedynczo. Koło torów kolejowych minął mnie 4 lub 5 już pociąg ok 12 osobowy, a następnie pojedynczy kolarze. Przegląd sprzętu od karbonowych obręczy w kolarzówkach do trekingów. Byłem mocno zdziwiony ilością osób na wspólnej jeździe. Okazało się, że biorą udział w szosowym wyścigu - bo nie wieżyłem, że tak duża ilość szosowców może razem się ustwiać na wspólne jazdy.
O 22 pokaz filmu "Wszystko co kocham" w rynku z okazji festiwalu Era Nowe Horyzonty. Straszliwy leń mnie dzisiaj dopadł. Wracając do domu już zza granic miasta widoczne były kłęby dymu z pożaru hurtowni w okolicach dworca pkp. Zdjęcie robione "kalkulatorem" więc jakość mizerna.
Dziś ponownie po wyruszeniu z domu od zachodu widoczne były złowrogo ciemne chmury. W związku z tym skróciłem troszkę trasę, a w drodze powrotnej straciłem nadzieję na przyjazd do domu suchą oponą. Deszcz zaczął padać jakąś godzinę po moim powrocie :)
Na niebie od strony zachodu widoczne były ciemne chmury, nie zraziło to jednak mnie do jazdy. Jak to w życiu bywa po 25 minutch zaczęło pożądnie lać i znowu zmokłem.
W dzisiejszym tripie po Wzgórzach trzebnickich brały udział 4 osoby z FR.org, w tym 2 dziewczyny. Z tego powodu średnia niestety niższa od typowej na tej trasie. Bardzo dobrze było widać nie tak odległą ślężę, a nawet śnieżkę.
profil z zaznaczoną pętelką, którą z kolegą zrobiliśmy w 22 min: