Przynajmniej dzień spędziłem w ładnych okolicznościach przyrody z dala od zgiełku miasta, które i tak obecnie jest jak opustoszałe.
Nie będę wyrażał tutaj negatywnych emocji w stosunku do inżynierów Mavica oraz serwisu w Harfie, bo to i tak nic nie da. Po rozebraniu piasty tylniej jedyne co nasuwa się na myśl: to że celowo produkuje się sprzęt tak, żeby posłużył określony czas i trzeba było kupić nowy. Po co montować łożysko ślizgowe za parę zł jak można zamiast niego umieścić element z materiału który ulegnie starciu, co ciekawsze przypadkiem jest on w takim rozmiarze, że nie można go łatwo zastąpić standardowym łożyskiem. (dziwny zbieg okoliczności :) )
Od Harfy dalej będę trzymał się z daleka. Bo to już któryś z kolei raz kiedy się zawiodłem. A ceny powalają na kolana.
Mały przykład: amartyzator kupiłem za połowę tego co chcieli w Harfie, koła ok 300 zł taniej, hamulce też połowę taniej.
Umówiłem się wczśniej z Asią, że pojedziemy, to nie mogłem zrezygnować. Wybór padł na góry stołowe. Trasa z boguszowa-gorców przez czechy, skalne miasto w Adrspach, aż po drogę 100 zakrętów. Pogoda dopisała, nie padało. Na początku było nam zimno, później można już było jechać na krótko. Widoki robiły wrażenie a zieleń po deszczach oszałamiała kolorem. Asię pokonała kontuzja kolana, więc nie przejechaliśmy całej zaplanowanej trasy. Nic nie szkodzi, zdrowie jest najważniejsze. Konieczna będzie przerwa w jeździe. Mi również odpoczynek od jazdy jest potrzebny. Wizyta w czechach nie mogła się obejść bez zakupu czekolady i piwa pilsner urquell. Dziękuję Ślimaku za ten dzień.
taka sobie skałka w czechach
czeski vlak
malowniczy widok w czechach
góry stołowe
Stanąłem sobie przy bocznej drodze prowadzącej w las za potrzebą tuż przy pociętych pniach czekających na wywózkę. Rozglądam się i co widzę, kamęrę podglądającą mnie. Profesionalne maskowanie robi wrażenie.
Kolejny wyjazd w kotlinę kłodzką. Na początek długi, mocny podjazd 10-14%. 0,5 l wody w schronisku tylko 4 zł. Strach myśleć o innych produktach. Następnie znanymi mi już trasami. W Lądku na rynku życie tętni. To mi się podoba, bo w innch małych miastach bywa smutno. Tam gdzie są ludzie nie jest smutno. Kolejny wyjazd który jechałem za mocno w stosunku do sił. Średnia wyniosła 18,12 km/h co na taką trasę w terenie po górach z min ilością asfaltów to dużo, co z tego jak setki myśli nadal kłębią mi się w głowie. Jazda nie pomogła:(
Terenowa trasa w kotlinie, wyjątkowo trudna psychicznie dla mnie mimo ładnej przyrody i widoków dookoła. Od początku jechałem ją trochę za mocno, w pewnym momencie po paru godz jazdy zrobiło mi się niedobrze i słabo. Przestraszyłem się, bo w okolicy iluśtam km nie było żywej duszy i w razie czego byłoby nieciekawie. Jazda po górach samemu to nie jest to.
Ostatni dzień wyjzadu, czas wracać. Wjechaliśmy na górę szybowcową. Na podjeździe odcięło mnie mocno, na szczęście żel power bara szybko mnie poratował. Następnie siedlęcin z malowniczym szlakiem nad bobrem i schronisko perła zachodu.
Wieczory trip po zaopatrzenie do biedrona, a później na łomniczkę. Na koniec podjazd moją ulubioną ulicą w Karpaczu - szkolną. Szlak na łomniczkę jest ukryty w lesie, nie jest zbytnio widokowy ale warty przejechania. Parę razy między drzewami można dostrzec królową karkonoszy dumnie górującą nad doliną. Przy schoronisku jakiś człowiek gór siedzący na dachu zwrócił nam uwagę: "nie macie liedy jeździć, tylko w porze karmienia zwierząt". Szybko więc się zabraliśmy z tamtąd.
Kolejny dzień po karkonoaszach. Tym razem za cel obraliśmy przeł okraj tabaczaną ścieżką przez Budniki, po której tydzień wcześniej biegła trasa bm u golonki. Zjazd oczywiście terenem z zaliczeniem na koniec księżej góry, tym razem udało się wjechać na samą górę, wcześniej bywała zamknięta brama.