Ruszyłem o 7 rano - night ride przez miasto, śnieg lekko prószył. To nic, że zimno za to atmosfera super. Asfalt czarny, więc jechało się dobrze. Dookoła pola przybierające biały kolor od śniegu. W terenie trochę ślisko. Na zjeździe z tąpadła zmarzłem, ale szybko się rozgrzałem jadąc pod wiatr. Ubranie na zimę daje radę. Jedynie w nieosłoniętą twarz jest nieco zimno. Minąłem dziś w sumie tylko 2 czy 3 rowerzystów, widać śnieg odstrasza. Trochę czasu minęło zanim doszedłem do siebie po jeździe w takich warunkach, ale było dobrze. Zakończenie sezonu mocnym akcentem stało się faktem.
Na nie swoim rowerze odprowadzić go do Radwanic. Dziwnie się jechało, inna pozycja, inny kąt w kolanie oraz między tułowiem, a nogami. Na ulicach, jak to w piątek piękne korki. Dystans z google earth, bo jechałem bez licznika.
Fajnie jeździ się we mgle, a najlepsze mgły są w Karkonoszach. Choćby w tym roku poranne mgły dookoła zbiornika Sosnówka. Największa mgła w jakiej jechałem była lata temu również w Karkonoszach. Ciekawie zrobiło się w okolicach Centrum nadawczego śnieżne kotły za wielkim szyszakiem na czerwonym szlaku. Mgła była tak duża, że widoczność nie była większa niż długość roweru. Na szczęście szeroką szutrówką bez problemów dotarliśmy do schroniska na Hali Szrenickiej, ale wrażenia były niesamowite i niezapomniane.
Przeglądając odmęty dysku twardego trafiłem na taki oto rysunek: (nie ma to jak humor matematyczny, ale niektórym nawet proste obliczenia choćby rowerowe wydają się problemem).
Na dworze nadal wyjątkowo ciepło. Mocny wiatr pomagał na podjazdach i spowalniał na zjazdach. Spotkałem się z miłym gestem na drodze. Po przepuszczeniu autobusu MPK kierowca podziękował mi migając światłami awaryjnymi.