Wystartowałem dziś w 3 etapie OMW w MTBO. Zupełnie nie miałem na to ochoty, ale i tak musiałem się tam pojawić z powodu odbioru dyplomów i medalu, miejsce na podium (1 lub 2 w zależności od wyników konkurentów) zagwarantowałem sobie 2 poprzednimi startami. Tym razem start bez rozeznania terenu, nogi też nie podają, bo ostanio nie jeżdżę.
Mimo wszystko wygrałem dzisiejszy 3 etap. Jechało się źle, dodatkowo psycha siadała. W poprzednich edycjach zawsze ktoś czekał na mnie na mecie. Łapałem się podczas dzisiejszej jazdy, że o tym myślałem, że jadę w jakimś celu na metę. Zaraz jednak uświadamiałem sobie, że dziś tak nie będzie:(
Podsumowując: 1 etap - 2 miejsce 2 etap - 1 miejsce 3 etap - 1 miejsce
Zostałem Mistrzem Wrocławia w MTBO w najsilniejszej kategorii M-20.
Przykro to powiedzieć, ale nie cieszy mnie to:( Takie życie.
Test koła po naprawie, dookoła domu. Wróciło już w środę. Na więcej nie miałem siły.
Dziś 1 września. Przez ostatnie lata ten dzień przynosił nostalgię, wpomnienia i smutek. W tym roku jest zupełnie inaczej. Polubiłem ten pozytywny dzień. Tyle miłych chwil z nim się wiąże.
Wzg oraz park grabiszyński. Jadąć ulicą grabiszyńską między drzewami prześwitywały piękne promienie słońca. Na rzeczce pływały sobie kaczuszki nie zważając nawet na masę samochodów przejeżdżających obok mostem. W parku pięknie zielono, drzewa prężą się do góry. Wiaterek wiał, zieleń zieleniała. Szkoda, że tak rzadko człowiek potrafi delektować się całym otaczającym się światem i czerpać z tego przyjemność. Dziękuję za dzisiejszy dzień!
Nie mogłem się zdecydować, aby ruszyć. Ale wygrałem. Nocny Wrocław. Standardowa trasa po wieczornym mieście: milenijka, stadion, leśnica, lotnisko. Przy okazji nie omieszkałem sprawdzić stan nowego asfaltu na ulicy T. i jestem pozytywnie zaskoczony. Wszystko pięknie i równo, nawet progi zwalniające są łagodne, teraz to jest miasto! Chciałbym taki mieć koło siebie, a tu tylko poniemiecka kostka.
Obudził mnie sms z rana z pytaniem czy chcę się przejechać - jasne, że chcę. Z pod wieży ruszyliśmy w kierunku Biestrzykowa, dalej Święta Katarzyna i Groblice. 4,5 km DK94 do Siechnic. Tam wjechaliśmy na WOW (Wrocławską obwodnicę wschodnią) w budowie, nowiutkim, gładkim asfaltem dojechaliśmy do mostu na Odrze na który wjazd strzegła siatka. Ślimak zaprawiony w bojach z ogrodzeniami od razu zaproponował przeprawę dziurą w owej siatce. W połowie mostu pogonił nas ochroniarz, musieliśmy zawrócić. Później wrocław, ostrów tumski (ślub), uniwersytet (też ślub w kościele uniw.), rynek i lody na rynku u Bartona. Puchar borówkowy był pycha.
Dziś padło kilka fajnych cytatów Ślimak: "Muszę zakiśić ogórka", były też lody i coś jeszcze, ale zapomniałem co.
Pogoda piękna, słońce dopisało, oby tak było jak najdłużej. Dzięki A.
Przynajmniej dzień spędziłem w ładnych okolicznościach przyrody z dala od zgiełku miasta, które i tak obecnie jest jak opustoszałe.
Nie będę wyrażał tutaj negatywnych emocji w stosunku do inżynierów Mavica oraz serwisu w Harfie, bo to i tak nic nie da. Po rozebraniu piasty tylniej jedyne co nasuwa się na myśl: to że celowo produkuje się sprzęt tak, żeby posłużył określony czas i trzeba było kupić nowy. Po co montować łożysko ślizgowe za parę zł jak można zamiast niego umieścić element z materiału który ulegnie starciu, co ciekawsze przypadkiem jest on w takim rozmiarze, że nie można go łatwo zastąpić standardowym łożyskiem. (dziwny zbieg okoliczności :) )
Od Harfy dalej będę trzymał się z daleka. Bo to już któryś z kolei raz kiedy się zawiodłem. A ceny powalają na kolana.
Mały przykład: amartyzator kupiłem za połowę tego co chcieli w Harfie, koła ok 300 zł taniej, hamulce też połowę taniej.