Wyjazd z cyklu FR.org. Było trochę błota, ale co tam. Było nas trzech, do tego dwie gleby oraz dwa flaki. Dzięki panowie za użyczenie łatek i pompki, inaczej szedłbym z buta.
Zupełny brak energii. Na więcej nie starczyło czsu, bo ruszyłem po przyjściu ze szkoły po 18.
Szkoda samolotu. Mógł jeszcze polatać...
Tu-154M nr 101 w grudniu 2009 wrócił z remontu w Samarze, którego koszt wyniósł 34,8 mln zł. Resurs przedłużono o 5 lat. Przykre jest, że przez ewidentny błąd pilota zniszczeniu uległa maszyna i zginęło tyle ludzi. Tak to jest jak zmusza się presją pilota do lądowania. I wylądowal...na tamtym świecie.
Przebicie się przez całe miasto w godzinach popołudniowego szczytu to prawdziwy koszmar. Średnia ledwo przekroczyła 20 km/h. Dopiero na Maślicach można było bez problemów jechać. Trafiłem na świeżo położony asfalt koło Pisarzowic, jeszcze nawet linii nie pomalowali. Normalnie jak z bajki.
Dobrze, że założyłem 3 koszulki bo byłoby mi zimno. Nie lubię świąt wielkanocnych, zawsze jest zimno i wieje wiatr. Boże Narodzenie to prawdziwe święta, jest choinka, kolędy i czasami śnieg.
Kocie Góry, czyli inaczej Wzgórza Trzebnieckie i standardowa pętla po nich. Dodatkowo przejechałem się zbudowanym już fragmentem Autostradowej Obwodnicy Wrocławia. Po drodze minąłem nawet dużo rowerzystów.
Odkryłem świetny asfalt z zerowym ruchem odbijający od mojej stałej trasy. Wiedziałem, że jest tam droga ale myślałem, że nawierzchnia jest z płyt lub szutru. Widać w zeszłym roku położyli asfalt. Na Google Earth z lipca 09 nawierzchnia jest jeszcze gruntowa.
Pierwszy raz w tym roku na slickach. Założyłem drugi komplet kół. Trochę dziwne było to, że nie słyszałem prawie odgłosu bębenka. Tak to jest jak zmienia się z Mavica na Shimano. W pewnym momencie na trasie usłyszałem, że coś skrzypi. Nasłuchując okazało się, że to nie u mnie (na szczęście). Za mną jechała jakaś dziewczyna. Zwolniłem trochę i wygarnąłem, że jej rower straszliwie skrzypi i ruszyłem do przodu. Trzymałem prędkość 29-30. Po paru km zostałem wyprzedzony przez ową dziewczynę na makrokeszu!!! - przynajmniej tak wyglądał, starszy hardtail ze sztywnym widelcem na oponach 1,95. Łańcuch błyszczał jak oczy psu na wiosnę. Strasznie mi siadła na ambicję, więc ruszyłem za nią. Nie jechała szybciej niż 32, ale wstyd się przyznać, że nie mogłem utrzymać się za nią. Normalnie masakra. Dawno nie czułem się tak upokorzony. Ale cóż się dziwić, jak nie przepracuje się zimy na trenażerze, takie są efekty. W drodze powrotnej na dodatek wiatr w twarz.