Fajnie jeździ się we mgle, a najlepsze mgły są w Karkonoszach. Choćby w tym roku poranne mgły dookoła zbiornika Sosnówka. Największa mgła w jakiej jechałem była lata temu również w Karkonoszach. Ciekawie zrobiło się w okolicach Centrum nadawczego śnieżne kotły za wielkim szyszakiem na czerwonym szlaku. Mgła była tak duża, że widoczność nie była większa niż długość roweru. Na szczęście szeroką szutrówką bez problemów dotarliśmy do schroniska na Hali Szrenickiej, ale wrażenia były niesamowite i niezapomniane.
Przeglądając odmęty dysku twardego trafiłem na taki oto rysunek: (nie ma to jak humor matematyczny, ale niektórym nawet proste obliczenia choćby rowerowe wydają się problemem).
Na dworze nadal wyjątkowo ciepło. Mocny wiatr pomagał na podjazdach i spowalniał na zjazdach. Spotkałem się z miłym gestem na drodze. Po przepuszczeniu autobusu MPK kierowca podziękował mi migając światłami awaryjnymi.
Jest dobrze. Są takie dni, kiedy czuje się moc w nogach. Nie często się zdarzają, ale dają dużą radość. Tak było dzisiaj. Szkoda, że na więcej nie było czasu.
Już od rana dzień zapowiadał się ładnie, słońce świeciło i nie padało. Wybrałem się pojeździć po lasach. Bardzo dobrze się jeździło.
Musiałem częściowo ograniczyć dodawanie komentarzy z powodu pewnego spamera, bo jak inaczej nazwać osobę, która nie tylko dodaje złośliwie komentarze w liczbie nie raz kilku po sobie (nie zawsze składne), ale również czasami nie ma odwagi się pod nimi podpisać (o czym najwyraźniej raczy zapominać). Mały przykład klik może odświeży pamięć. Chyba, że „Hugo Kołłątaj” jak raczył się kiedyś podpisać wstał z grobu i na prawdę dodał komentarz. Jeśli ktoś nie zgadza się z opiniami zamieszczanymi przeze mnie po prostu niech tu nie zagląda. Nikogo do tego nie zmuszam. Żadnej osoby również nigdy publicznie tu nie obrażam moimi poglądami, więc będę dodawał je nadal, czy się to komu podoba, czy nie.