Dobrze, że założyłem 3 koszulki bo byłoby mi zimno. Nie lubię świąt wielkanocnych, zawsze jest zimno i wieje wiatr. Boże Narodzenie to prawdziwe święta, jest choinka, kolędy i czasami śnieg.
Kocie Góry, czyli inaczej Wzgórza Trzebnieckie i standardowa pętla po nich. Dodatkowo przejechałem się zbudowanym już fragmentem Autostradowej Obwodnicy Wrocławia. Po drodze minąłem nawet dużo rowerzystów.
Odkryłem świetny asfalt z zerowym ruchem odbijający od mojej stałej trasy. Wiedziałem, że jest tam droga ale myślałem, że nawierzchnia jest z płyt lub szutru. Widać w zeszłym roku położyli asfalt. Na Google Earth z lipca 09 nawierzchnia jest jeszcze gruntowa.
Pierwszy raz w tym roku na slickach. Założyłem drugi komplet kół. Trochę dziwne było to, że nie słyszałem prawie odgłosu bębenka. Tak to jest jak zmienia się z Mavica na Shimano. W pewnym momencie na trasie usłyszałem, że coś skrzypi. Nasłuchując okazało się, że to nie u mnie (na szczęście). Za mną jechała jakaś dziewczyna. Zwolniłem trochę i wygarnąłem, że jej rower straszliwie skrzypi i ruszyłem do przodu. Trzymałem prędkość 29-30. Po paru km zostałem wyprzedzony przez ową dziewczynę na makrokeszu!!! - przynajmniej tak wyglądał, starszy hardtail ze sztywnym widelcem na oponach 1,95. Łańcuch błyszczał jak oczy psu na wiosnę. Strasznie mi siadła na ambicję, więc ruszyłem za nią. Nie jechała szybciej niż 32, ale wstyd się przyznać, że nie mogłem utrzymać się za nią. Normalnie masakra. Dawno nie czułem się tak upokorzony. Ale cóż się dziwić, jak nie przepracuje się zimy na trenażerze, takie są efekty. W drodze powrotnej na dodatek wiatr w twarz.
Dalej na jednej oponie szosowej. Niedługo będę jeździć w terenie w ramach kursu rowery górskie, więc nie chce mi się już zmieniać tylnego koła. Po otatniej jeździe nieco mnie rozłożyło, było zimno, więc katar i kaszel wraz z gorączką mnie dopadł. Z okazji rozpoczęcia szkoły sprawiłem sobie nowe siodełko. Stare wołało o pomstę do nieba. Dziś pierwsza jazda. Bałem się, że nie będzie wygodne przy tak małej wadze, ale okazało się całkiem wporządku.
Półszosa cd. Wczoraj padało, więc nie wybałem się na rower. W weekend miałem okazję przejechać pół Polski koleją i co tu dużo mówić - tragedia. Pociągi wleką się straszliwie. Na trasie wrocław - opole po niedawnym remoncie prędkość szlakowa wynosi 160, a pociąg tylko przez krótki fragment jechał 120, a resztę znacznie wolniej. Trochę lepiej jechało się Intercity z warszawy do poznania. Przez długi czas pociąg jechał 140-145, choć mógłby 160, średnia v ruchu wwa-poz wyniosła 119, to i tak nieźle. O wiele gorzej z poznania do wrocławia. Nie mogę zrozumieć dlaczego z wrocławia do warszawy najkrócej jedzie się 5:14, a w lini prostej to tylko 300 km.
Kategoria szosa, a powinno być pół-szosa, bo na przód założyłem koło ze slickiem. Żeby założyć wreszcie na tył, muszę jeszcze wyczyścić drugą kasetę, a wyjątkowo mi się nie chce.
Najpierw na Kiełczów załatwić pewną sprawę, następnie przez Kowale. Cały czas piękny widok Stadionu Olimpijskiego, a dokładniej masztów oświetleniowych. Pierwszy raz ulicą Mydlaną i przejazdem kolejowym po remoncie, nie jechałem tamtędy ze 2 lata! Eh, Stadion...żużel...wspomnienia...