Kolejny już start w Mini Nocnej Masakrze. Trasę pokonujemy w 10 osobowej grupie. W kierunku przeciwnym od numeracji punktów na mapie. Wybór tej kolejności spowodował, że do niektórych punktów nawigowanie było myślę trudniejsze, niż w przypadku pokonywania trasy zgodnie z numeracją na mapie - ale czy o to chodzi, żeby było łatwo? Już na starcie nam się nie spieszyło 20 min czekaliśmy na szefa BikeStatsa Błażeja. Już po zaliczeniu pierwszego punktu usłyszałem "to będzie pamiętna noc". Na trasie 2 awarie: komuś strzelił łańcuch, innemu gałąź wkręciła się w szprychy, chwila na naprawę i w drogę. W Bagnie zrobiliśmy dłuższą przerwę tak z 15 min, co po niektórzy zdążyli podobno obalić jakieś Piasty :) Start w grupie można powiedzieć "weteranów MNM", to już któraś z koleji dla większości. Impreza ma niesamowity klimat, warto jeździć na nią co roku.
Wyników jeszcze nie ma. Na pewno zajęliśmy piewsze miejsce wśród drużyn 8-10 osobowych. Wszystkie punkty zaliczone, bo o to w tym wszystkim chodziło. Do kolejnej MNM zostało 364 dni...
Przez Rogów. Wracając w okolicach Nowej Wsi Kąckiej minęliśmy Pana Kazia Władykę z grupą innych mastersów. To wrocławska legenda Reworu, dalej jeździ mając na kraku osiemdziesiąt parę lat.
Okrążając nowy stadion. Wstyd się przyznać ale nie wiedzieliśmy jak z al śląskiej skręcić aby jechać w stronę leśnicy. Okazało się, że narazie jedyna droga to estakada nad torami.
Mimo, że od co najmniej tygodnia nie padało i przez ostatni weekend temperatura była 28-30 stopni w terenie nadal kałuże i błoto. Tam zawsze jest błoto, tereny są wyraźnie podmokłe. Tym razem błoto to było chociaż w miarę stałe i zwięzłe. Przejechałem wszystkimi 3 singlmi w tamtym rejonie. Powrót do wrocławia pod wiatr.