Sentymentalny masyw Ślęży – Radunia.
Sobota, 28 listopada 2009
· Komentarze(0)
Kategoria góry
Czuję sentyment do rejonu Ślęży, przypomina mi dzieciństwo i m.in. moją pierwszą poważniejszą glebę na czarnym szlaku w drodze na szczyt. Miałem wtedy 4, a może 5 lat. Pogoda była identyczna jak dzisiaj, późna jesień, szaro, pełno liści i śliskie kamienie. Pamiętam, że byłem grubo ubrany. W pewnym momencie wędrówki zonk, potknąłem się i głową wprost na wystający kamień. Guz i siniec na czole był przeogromny, do tego wstrząs mózgu. Co działo się do powrocie do domu, prawdziwa komedia – babcia do mojej mamy :”tobie dziecka nie można powierzyć…, jesteś nieodpowiedzialna…” itd. itd.
Co do wyjazdu to zbiórka 6.20 na Głównym, podejrzewałem wyjazd na Ślężę, ale nie w obie strony rowerem. Następnie night ride przez miasto, o 6.40 było jeszcze zupełnie ciemno. Dojazd do przemiłowa, jakąś dziwnie skomplikowaną trasą:
wro – biestrzyków – suchy dwór – rzeplin – szukalice – galowice – wilczków – kobierzyce – królikowice – pustków żurawski – solna – ręków – nasławice – świątniki – księgnice małe – przemiłów.
Na trasie zaginęły, tzn zostały 2 dziewczyny, oraz 1 chłopak (w dżinsach…). Tempo miejscami było naprawdę fajne. Następnie niebieskim szlakiem na Radunię i zjazd na tąpadła. Tutaj podział grupy, część z prowadzącym ruszyła na szczyt Ślęży, inni na pociąg, ja do wrocławia. W ogóle towarzystwo było jakieś dziś wyjątkowo niechętne, do jazdy oczywiście. Do wrocławia eskortowałem nieznającą trasy dziewczynę z votum teamu. Trasa oczywiście standardowa i ulubiona z jazd szosowych przez gniechowice, małuszów, biskupice, mokronos. Tradycyjnie już kryzys po minięciu autostrady, ale od węzła cesarzowice wiatr w żagle (bo to już prawie wro). Okazało się że dziewczyna z votum teamu, mieszka również na grunwaldzkim 100 m ode mnie. Dziwne, bo mniej więcej znam okolicznych bikerów, a jej nigdy nie widziałem. Na kogoś w koszulce votum teamu na pewno bym zwrócił uwagę.
Podsumowując, wyraźnie czuję gorszą dyspozycję, niż w lecie. Ale czego tu wymagać, jeśli się jeździ raz w tygodniu, a nie codziennie w ciągu przez 3 miesiące.
Na koniec chcę podsumować nowe siodełko: po kilku różnych trasach, mogę powiedzieć że przez pierwszą godzinę jazdy jest super – nie czuć, że się na nim siedzi, później wiadomo komfort spada. Na dłuższych trasach, w terenie daje radę, ale na szosie nie jest za fajnie. Do tej pory po jeździe mam „znieczuloną” pewną część ciała i nie jest to bynajmniej pupa. Może twardsza wkładka w spodenkach na szosę coś pomoże.
Zrobiłem jedną fotkę pod szczytem Raduni, jakość mizerna, ale przynajmniej jest.
Profil trasy:
Ależ się rozpisałem, a to dlatego, że nie chce mi się ruszyć z przed kompa.
Już za 7 dni Mini Nocna Masakra, czyli super atmosfera, noc, świecący księżyc i wilki.
^
Co do wyjazdu to zbiórka 6.20 na Głównym, podejrzewałem wyjazd na Ślężę, ale nie w obie strony rowerem. Następnie night ride przez miasto, o 6.40 było jeszcze zupełnie ciemno. Dojazd do przemiłowa, jakąś dziwnie skomplikowaną trasą:
wro – biestrzyków – suchy dwór – rzeplin – szukalice – galowice – wilczków – kobierzyce – królikowice – pustków żurawski – solna – ręków – nasławice – świątniki – księgnice małe – przemiłów.
Na trasie zaginęły, tzn zostały 2 dziewczyny, oraz 1 chłopak (w dżinsach…). Tempo miejscami było naprawdę fajne. Następnie niebieskim szlakiem na Radunię i zjazd na tąpadła. Tutaj podział grupy, część z prowadzącym ruszyła na szczyt Ślęży, inni na pociąg, ja do wrocławia. W ogóle towarzystwo było jakieś dziś wyjątkowo niechętne, do jazdy oczywiście. Do wrocławia eskortowałem nieznającą trasy dziewczynę z votum teamu. Trasa oczywiście standardowa i ulubiona z jazd szosowych przez gniechowice, małuszów, biskupice, mokronos. Tradycyjnie już kryzys po minięciu autostrady, ale od węzła cesarzowice wiatr w żagle (bo to już prawie wro). Okazało się że dziewczyna z votum teamu, mieszka również na grunwaldzkim 100 m ode mnie. Dziwne, bo mniej więcej znam okolicznych bikerów, a jej nigdy nie widziałem. Na kogoś w koszulce votum teamu na pewno bym zwrócił uwagę.
Podsumowując, wyraźnie czuję gorszą dyspozycję, niż w lecie. Ale czego tu wymagać, jeśli się jeździ raz w tygodniu, a nie codziennie w ciągu przez 3 miesiące.
Na koniec chcę podsumować nowe siodełko: po kilku różnych trasach, mogę powiedzieć że przez pierwszą godzinę jazdy jest super – nie czuć, że się na nim siedzi, później wiadomo komfort spada. Na dłuższych trasach, w terenie daje radę, ale na szosie nie jest za fajnie. Do tej pory po jeździe mam „znieczuloną” pewną część ciała i nie jest to bynajmniej pupa. Może twardsza wkładka w spodenkach na szosę coś pomoże.
Zrobiłem jedną fotkę pod szczytem Raduni, jakość mizerna, ale przynajmniej jest.
Profil trasy:
Ależ się rozpisałem, a to dlatego, że nie chce mi się ruszyć z przed kompa.
Już za 7 dni Mini Nocna Masakra, czyli super atmosfera, noc, świecący księżyc i wilki.
^