Maraton Ducha Gór - Szklarska Poręba
Sobota, 10 października 2009
· Komentarze(0)
Kategoria góry
Wyjazd w ramach kursu rowery górskie. Z trudem zmieściliśmy się w 16 osób do pociągu, który składał się tylko z 3 wagonów. Przedsionki i przejścia pomiędzy wagonami były zawalone rowerami. Niektórzy ludzie nawet komentowali co sądzą o takiej ilości rowerów. Pociąg dojechał do Szklarskiej Poręby Górnej 45 minut spóźniony. Szybko przemieściliśmy się na miejsce startu maratonu - dolną stację wyciągu na Szrenicę.
Trasa maratonu bardzo mi się podobała.
Najniższy punkt: 430 m n.p.m.
Najwyższy punkt: 860 m n.p.m.
Było kilka ciekawych fragmentów, w tym jeden kamienisty singiel, kilka szutrowych zjazdów też w miarę kamienistych i oczywiście podjazdy, zarówno łagodne jak i strome. Na trasie nie było tłoku, jak to zwykle bywa na innych maratonach, co pozwalało w pełni skupić się na jeździe i podziwianiu terenu.
Po przejechaniu trasy mocno się rozpadało, więc czekając na resztę osób z grupy siedliśmy w knajpie będącej bazą maratonu. Po 1,5 godzinie oczekiwania i telefonicznym zapewnieniu, że dziewczyny cały czas jadą, prowadzący się zdenerwował i ruszyliśmy z powrotem trasą maratonu w stronę przesieki. Po chwili spotkaliśmy jedyne w naszej grupie 2 dziewczyny, które były już mocno zmęczone. Jedna rzuciła rowerem mówiąc, że ma dość. Z mojej strony pełen szacunek za przejechanie trasy. W końcu zdecydowały się na zjazd do asfaltu i pociąg do Wro.
Myśmy ruszyli drogą pod reglami w stronę przesieki. Cały czas padał deszcz, w pewnym momencie ktoś złapał kapcia i baliśmy się, że przed wieczorem nie dojedziemy. Jakoś się udało.
Podsumowując trasy to w większości techniczne kamieniste zjazdy i podjazdy. Dawno nie jeździłem w tak techniocznym i ciekawym terenie.
Na koniec zobaczyliśmy wodospad Podgórnej.
Po dojeździe do ośrodka była możliwość umycia mocno zabłoconych rowerów i oczywiście objad. Okazało się, że dziewczyny z jednym kolegą, który został na mecie maratonu dojechały asfaltem.
Bardzo mnie ucieszyła możliwośc trzymania rowerów w pokojach. Madzia mogła spać niedaleko mnie.
Trasa maratonu bardzo mi się podobała.
Najniższy punkt: 430 m n.p.m.
Najwyższy punkt: 860 m n.p.m.
Było kilka ciekawych fragmentów, w tym jeden kamienisty singiel, kilka szutrowych zjazdów też w miarę kamienistych i oczywiście podjazdy, zarówno łagodne jak i strome. Na trasie nie było tłoku, jak to zwykle bywa na innych maratonach, co pozwalało w pełni skupić się na jeździe i podziwianiu terenu.
Po przejechaniu trasy mocno się rozpadało, więc czekając na resztę osób z grupy siedliśmy w knajpie będącej bazą maratonu. Po 1,5 godzinie oczekiwania i telefonicznym zapewnieniu, że dziewczyny cały czas jadą, prowadzący się zdenerwował i ruszyliśmy z powrotem trasą maratonu w stronę przesieki. Po chwili spotkaliśmy jedyne w naszej grupie 2 dziewczyny, które były już mocno zmęczone. Jedna rzuciła rowerem mówiąc, że ma dość. Z mojej strony pełen szacunek za przejechanie trasy. W końcu zdecydowały się na zjazd do asfaltu i pociąg do Wro.
Myśmy ruszyli drogą pod reglami w stronę przesieki. Cały czas padał deszcz, w pewnym momencie ktoś złapał kapcia i baliśmy się, że przed wieczorem nie dojedziemy. Jakoś się udało.
Podsumowując trasy to w większości techniczne kamieniste zjazdy i podjazdy. Dawno nie jeździłem w tak techniocznym i ciekawym terenie.
Na koniec zobaczyliśmy wodospad Podgórnej.
Po dojeździe do ośrodka była możliwość umycia mocno zabłoconych rowerów i oczywiście objad. Okazało się, że dziewczyny z jednym kolegą, który został na mecie maratonu dojechały asfaltem.
Bardzo mnie ucieszyła możliwośc trzymania rowerów w pokojach. Madzia mogła spać niedaleko mnie.